sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 1.



„Początek Wakacji i wolności”



- Kocham cię bardzo i będę strasznie tęsknić - powiedział do mnie po czym mnie przytulił tak mocno, jakbyśmy żegnali się na zawsze, a wyjeżdżał po prostu na obóz
dla koszykarzy ze szkolną drużyną na miesiąc. Nie będzie to specjalnie daleko, tylko 120km od naszego ogromnego miasteczka nad oceanem. Wiedziałam że spotkamy się przynajmniej 2 razy gdy mnie odwiedzi ,albo ja jego, ale i tak będę się czuła samotnie.
- Ja Ciebie też. - opowiedziałam i pocałowałam go czule. A potem przytuliłam Willa – mojego najlepszego przyjaciela. Jak ja bez nich przeżyje.
Było mi smutno, że wyjeżdżają i zostawiają mnie samą, ponieważ moja najlepsza przyjaciółka – Naomi też wyjeżdżała ,ale na szczęście tylko na 2 tygodnie na kurs modelingu dla początkujących projektantów, od 3 lat projektuje męskie ciuchy. - Choć z drugiej strony cieszę się ,bo w końcu będę miała trochę czasu dla siebie będę mogła iść na imprezy bez żadnego poczucia winy, pić i tańczyć do białego rana. W końcu nie będę musiała się tłumaczyć co robię ,że nie mogę się spotkać z moimi przyjaciółmi i w końcu mogę wyszaleć się i dać się ponieść imprezie.
- Muszę już iść - wyrwał mnie z moich przemyśleń Travis. I zanim się obejrzałam mój chłopak siedział już z tyłu szkolnego autobusu. Usiadł przy oknie a koło niego zajął miejsce Will. Autobus ruszył. Pomachałam ostatni raz Travisowi i skierowałam się do swojego samochodu. Wsiadłam do niego ,zajmując oczywiście miejsce kierowcy, wzięłam telefon i wybrałam numer.
- O 19 będę po ciebie.- powiedziałam do mojej sąsiadki Quinn. Mieszka 2 domy dalej ode mnie i zawsze razem chodzimy na imprezy.
- Okej – usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
Włożyłam kluczyki do stacyjki.
Po 15 minutach byłam pod domem.
Zaparkowałam w garażu moim białym Kabrioletem.
Stałam już pod drzwiami mojej całkiem sporej willi, przekręcając kluczyk w zamku zerknęłam na zegarek. 18.20. Kurde, nie wiedziałam że już tak późno. Wbiegłam do domu i wparowałam do swojego pokoju ,który znajdował się na piętrze. Te same beżowe ściany, które przed każdą imprezą tylko migały mi przed oczami. Zawsze to samo, szybko, szybko bo nie zdążę, chyba tylko raz w życiu na spokojnie wyszykowałam się na imprezę, ale nawet jeśli tak to tego nie pamiętam. Otworzyłam wielką szafę, w której znajdowały się kurtki, szybkim ruchem odgarnęłam ciuchy na dwie strony. Palcami przesunęłam rozsuwaną ściankę ,która rzekomo oznajmiała koniec szafy. Zaczęłam przeglądać moje – prosto ujmując „imprezowe ciuchy” wiem, wiem dennie brzmi – w moich rękach już znajdowała się obcisła biała sukienka, która wylądowała na łóżku, zaraz obok niej znalazła się mała czarna torebka. Ruszyłam do łazienki ,która znajdowała się w moim pokoju.
Wyprostowane rozpuszczone włosy, puder, tusz do rzęs, błyszczyk i niebieskie soczewki. Gotowe, pół godziny już za mną. Mam 10 min.
Sukienka z czarną koronką na dekoldzie na mnie - ja przed lustrem. Poprawiła delikatnie włosy,które spływały mi na plecy.
Wróciłam do szafy, otworzyłam szufladę, która też znajdowała się w jej ukrytym wnętrzu. Wyjęłam  szpilki. Zeszłam Dość szybko i zgrabnie po schodach. Przewiesiłam przez ramie torebkę w której była komórka, błyszczyk i zaraz znajdą się klucze od samochodu i  domu. Wychodząc zarzuciłam na siebie czarną skórę.
- No, no. Nie spóźniłaś się. – powiedziała ze śmiechem Quinn, gdy podjechałam pod jej dom. Miała fioletową sukienkę bez ramiączek o wiele krótsza od mojej kiecki, która ledwie co zasłaniała jej tyłek, różowe szpilki i mnóstwo świecidełek ,które zdobiły ją jak choinkę. Wsiadła ,a ja wcisnęłam gaz.
- Mów gdzie jechać ,bo ja nie wiem gdzie on mieszka.
- Okej. Za tym domem skręć i kieruj się do pizzerii. – poinformowała mnie.
Właśnie parkowałam pod niewiele mniejszym od mojego , ale za to o większym ogrodzie domem. Był to dom Martina, powiedzmy ,że znajomego ze szkoły. Organizował on imprezę z okazji końca roku. Jest drugi dzień wakacji ,a ja właśnie skończyłam 3 klasę liceum i za rok idę do Collegu. Zerknęłam jeszcze raz na dom. Zapowiada się ciekawie. Razem z Quinn ruszyłyśmy do drzwi.
Mocno odetchnęłam wciągając bardzo przyjemny i znajomy zapach. Było duszno, wszędzie unosił się dym papierosów i czuć było alkohol. Gdzie nie gdzie tańczyły pary. W kącie zobaczyłam grupę chłopaków którzy wciągali jakieś prochy. Szłyśmy dalej w głąb domu. Doszłyśmy do szklanych drzwi które prowadziły na zewnątrz na tylną część ogrodu. Spory basen i 2 duże huśtawki. Na jednej siedziały 4 dziewczyny – Nie znam. Koło drugiej grupa chłopaków z czego trójka siedziała a reszta stała na w około nich – niektórych kojarzyłam. Rozejrzałam się w około. Moim oczom ukazał się wysoki blondyn bez koszulki z idealnie rzeźbioną klatką piersiową i aroganckim uśmieszkiem – Matthew. Spojrzał na mnie i ruszył w moim kierunku.
- No, w końcu się zjawiłaś.
- Ja, miała bym nie przyjść. Proszę cię. – powiedziałam ze śmiechem.
- Zrobić ci drinka?
- Jasne. Tylko mocnego, czas rozkręcić tą imprezę ,a na trzeźwo się tego nie da zrobić.
- Czekałem aż to powiesz. – powiedział z uśmiechem.
Zaczęła mnie zastanawiać pewna bardzo istotna sprawa. Matthew właśnie szedł w moim kierunku z dwoma kubkami.
- Ej, a tak właściwie co ty tu robisz?
- Co?
- No czemu nie pojechałeś na ten obóz, przecież też jesteś w drużynie.
- Jadę za tydzień.
- Czemu?
- Powiedziałem ,że nie mogę z powodów rodzinnych. - popatrzyłam na niego znużona - no przecież nie mogłem ominąć tej imprezy. A tak ogólnie to zaliczyłem już 5, dogonisz mnie? - spytał figlarnie podnosząc jedną brew.
- Zawsze i wszędzie skarbie. - odpowiedziałam z tym samym wyrazem twarzy.
Znamy się od połowy 1 klasy liceum od niedawna jesteśmy rywalami i nie chodzi o - kto więcej wypije czy więcej zażyje narkotyków. Również nie ma to nic wspólnego z sexem, ale o to kto pocałuje więcej osób. Pocałuje ,a nie cmoknie. Na każdej imprezie urządzamy sobie takie zawody. Na ostatniej wygrałam 15 do 12. Nie jestem z tego powodu zbytnio zadowolona. Jak myślę ,że Travis mógł by się o tym dowiedzieć jest mi strasznie głupio i nie wiem jakkolwiek mogłabym to wytłumaczyć.
Zauważyłam ,że Matthew natarczywie mi się przygląda.
-Co?
- Nic tylko nie mogę się przyzwyczaić do twojego wyglądu na imprezach ,a w szkole.
- Czemu?
- Wyglądasz całkowicie inaczej.
- O to chodzi. Nikt nie ma się zorientować ,że Kourt to Kourtney Moore.
- I nikt się nie skapnie uwierz mi, przez te niebieskie soczewki, włosy i makijaż wyglądasz jak inna osoba. Wiesz co zauważyłem ,ze ty chyba się nie malujesz do szkoły co nie?
- Maluje się tylko ,że bardzo lekko.
- Aha. No, nie ważne idę po ofiarę number 6. Cześć skarbie. - mówiąc to puścił mi oczko.
Dobra czas poszukać jakiegoś faceta. Muszę dogonić Matthew'a. Zaczęłam iść w stronę jakiejś grupki chłopaków, upatrzywszy sobie z pomiędzy nich przystojnego bruneta.

3 komentarze:

  1. Fajnie się zapowiada. Pokochałam Matthew, strasznie mi się podoba jak się zachowuje, co robi i jak chodzi ubrany, czy lepiej powiedzieć nie ubrany? ;p Kourt jest fajna, ale bardzo nie fair jeżeli chodzi o Travisa. Skoro jest taka grzeczna to powinna mu od razu powiedzieć, ale twój blog. :)
    +zapraszam na moje nowe opowiadanie: http://letsworkthroughit.blogspot.com/
    ++ Szczęśliwego Nowego Roku!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się Twój blog. Podpowiesz mi, jak zrobić, żeby u góry leciała piosenka? Jak możesz, napisz na moim blogu odpowiedź. http://ofiaraa.blogspot.com/ z góry dzięki . :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ;p Super się zapowiada ;p
    http://and-little-things-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń